środa, 27 lipca 2011

25 lipiec 2011r

"Drogie dzieci! Niech ten czas będzie dla was czasem modlitwy i ciszy. Dajcie odpoczynek waszemu ciału i duchowi, niech będą w miłości Bożej.Pozwólcie mi, dzieci, abym was prowadziła, otwórzcie wasze serca Duchowi Świętemu, aby wszelkie dobro, które jest w was, rozkwitło i przyniosło stokrotny owoc. Rozpocznijcie i zakończcie dzień modlitwą serca. Dziękuję wam, że odpowiedzieliście na moje wezwanie..."

środa, 13 lipca 2011

Odnalazłam sens życia

Miałam pretensje do Pana Boga o to, że nie mam życia takiego, jak inni. Często, zamknięta w pokoju, płakałam, zadając pytanie - dlaczego nie mogę mieć normalnej rodziny, a muszę za to znosić alkoholizm ojca, kłótnie, awantury i brak miłości. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek usłyszała w domu, że ktoś mnie kocha. Nikt nigdy nie pytał, co czuję; w ogóle nie rozmawiało się u nas o uczuciach i nie miałam gdzie się tego nauczyć.

W szkole uczyłam się bardzo dobrze. Wydaje mi się, że już jako dziecko podświadomie chciałam w ten sposób zwrócić na siebie uwagę rodziców, albo chociaż się dowartościować. Ale bardzo rzadko ktokolwiek interesował się moimi wynikami w nauce. Nie było pytań: jak w szkole? jak minął dzień? Nie czułam więc potrzeby mówienia o tym. Tak zaczęłam zamykać się w sobie.

Czas przelatywał mi przez palce. Czułam, że marnuję życie, że nie ma w nim sensu. Kiedyś w jakimś filmie usłyszałam słowa: "Każde życie, bez względu na to, jak długo trwa, ma jakiś cel." Czyżby moje też miało? - pytałam siebie.

Tymczasem przeżywałam wszystko powierzchownie, bez wgłębiania się, "byle jak". Doświadczałam namiastek przyjaźni, miłości, radości. Całe moje niezaspokojone w dzieciństwie pragnienie miłości wciąż intensywnie szukało tego zaspokojenia. Chwytałam się prawie każdej okazji, jeśli zauważałam, że mogę doświadczyć choć trochę "miłości". Chwytałam ją łapczywie i z "różnych talerzy", nie patrząc na to, czy przy okazji kogoś krzywdzę. Myślałam tylko o sobie. Uważałam, że należy mi się miłość, i skoro nadarzała się okazja, to trzeba z niej skorzystać. Ale to, co ja uważałam wtedy za miłość, tak naprawdę nią nie było. Wystarczała akceptacja, miłe słowo, trochę czułości i zainteresowania, a ja już mylnie ubierałam to w wielkie frazy.

Na szczęście Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi posunąć się w tych poczynaniach za daleko. To dzięki Niemu potrafiłam podjąć konkretną decyzję w sytuacjach "podbramkowych" w moim życiu. Jestem Mu wdzięczna, że ustrzegł mnie od całkowitego upadku.

Abstrahując od miłości (chociaż nie da się całkowicie...), cały czas błądziłam. Byłam wśród ludzi samotna. Cały czas dusiłam w sobie i tłamsiłam uczucia. Nie potrafiłam o nich mówić, nie wiedziałam jak.

Moja wiara była "niewyrobiona". Były chwile, kiedy potrafiłam się modlić, były spowiedzi, po których chciałam być inna. Czytałam książki o tematyce chrześcijańskiej, ale wiedza to nie wszystko. Jezus postanowił ofiarować mi coś więcej niż samą wiedzę o Nim. Pewnego dnia uznał, że dość mojego tułactwa, poszukiwań i włożył mi w ręce zaproszenie, a w serce pragnienie pójścia na spotkanie wspólnoty charyzmatycznej, chociaż nic o niej jeszcze nie wiedziałam. We wspólnocie tej poznałam najpierw Jezusa obecnego w ludziach. Oni byli napełnieni jego miłością i pokojem. Tego dnia nie czułam się wśród tych obcych mi ludzi samotna.

Na jednym z kolejnych spotkań oddałam Jezusowi serce, swoje życie i wyznałam, że jest moim Panem. Postawił kropkę nad "i" nad moją decyzją i przypieczętował ją moimi obfitymi łzami szczęścia. Od tego momentu Jezus cały czas mnie przemienia. Już zmienił moją hierarchię wartości i myślenie o wielu rzeczach, a gdy co jakiś czas zaczyna być ciężko, przypomina, że to On zwyciężył i już pokonał dla mnie to, co złe.

W mojej rodzinie przestał już rządzić alkohol, pozostały co prawda jeszcze rany, echa przeszłości, ale wierzę, że dzięki Jezusowi wszystko się zabliźni i zacznie funkcjonować zgodnie ze swoim powołaniem i przeznaczeniem.

Bóg otwiera moje serce i moje usta do tego, bym mówiła o swoich doświadczeniach, uczuciach, o tym, co jest we mnie. Uczy mnie rozmawiać. Ja tymczasem, doświadczając Jego wielkiej miłości, muszę się nią podzielić z innymi i to właśnie chcę robić - dawać innym miłość Jezusa.


Agnieszka

Problem z czystością

Byłam dzieckiem nieszczęsliwym, szpitale...rozłąki z domem.. brak miłosci i uczuć domu. Nie pamiętam by mnie przytulano, dotykano, mówiono ze jestem kochana i wartościowa. Rodzice nie bili nas, dawali jeśc, czysto ubierali, zabierali do koscioła ale nie mieli dla nas ciepła ani czasu, mój ojciec nigdy z nami nie rozmiawiał, zawsze miałam do niego żal , myslałam ze jestem niekochana i niepotrzebna.Miałam masę kompleksów i brak pewnosci siebie.. w dodatku problemy z nawiązywaniem znajomosci.. bałam się ludzi, myslałam że chcą mnie tylko zranić.w końcu nienawidziłam samej siebie.. nie chciałam żyć.

Nie wiem nawet jak szybko wpadłam w grzech samogwłatu, mając 19 lat stałam się nałogowcem.. potem poszło łatwo.. coraz częściej i coraz bardziej.. nie nawidziłam siebie... wstyd przed spowiedzią, choc nigdy nie ukrywałam grzechu. Czułam sie coraz bardziej poniżona i nie umiałam sie wyzwolić, choć ciągle się o to modliłam, i czasem wytrwałam w czystości dłuzej ok 2 tyg, to potem wszystko nadrabiałam.. unikałam jak ognia pornografii, mało TV a jednak nie było łatwo, bo moje pragnienie miłosci było nadal nie zaspokojone i nadal cierpiałam, w skutek tego ciągle myslałam by ktos mnie przytulił.. i często wpadałam w grzech...

Bywałam rozgoryczona, czułam sie jak śmieć.. chciałam zerwać a nie mogłam!.. nieraz spowiadałam sie 2 razy w tygodniu. Jednak mówiłam z uporem NIe! nie będę chodzic z grzechem w sercu! dlatego częste spowiedzi, częsta komunia św.. tylko komunia św pomogła mi wierzyć ze moja walka ma sens, pomimo upadku MA SENS!! - nie wątpcie w to nigdy jesli macie taki problem! tu nie mozna się poddawać bo szatan wykorzysta, zniszczy nasza psychikę i strasznie niszczy poczucie wartosci!!! zabija! a poza tym grzech mastrubacji prowadzi do chorób - to prawda!!! nabawiłam się paru dolegliwosci bardzo przykrych i wiem o tym równiez od tych co mieli taki problem, samogwałt - choroba duszy i ciała moze wpedzic w choroby i depresję!

Wiem ze Jezus mnie kocha pomimo tego, że nadal walczę o czystośc. Nie rezygnuję. Przeczytałam że warto wstąpić do Ruchu Czystych Serc! pomimo grzechu i walki !!! nie straciłam dziewictwa, zawsze chciałam zachować ją dla przyszłego męza, z tego dumna jestem (choć tyle zachowałam i chcę jej strzec)...ale z grzechu samogwłatu - nie! i dlatego postanowiłam wstapic do Ruchu, pomimo grzechu mam takie samo prawo byc w Ruchu C.S, poniewaz się staram, walczę, pragnę żyć w czystości, dążę do niej i mam nadzieję że Jezus uleczy rany powstałe w wyniku grzechu! Jezus ma moc uzdrawiać i cieszy się z każdego kto nie poddaje się, bo najgorzej jest trwać w grzechu ...i nie powstawać.. Wiem że Jezus chce mi pomóc, dlatego postanawiam wstąpić do Ruchu C.S. Mam szansę na wyleczenie, bo sam Jezus będzie mnie strzegł w tej najtrudniejszej mojej słabości. Stawiam też Na Maryję, że Ona pomoże mi zwyciężyć szatana - grzech.

Chcę wszystkich ostrzec - jeśli żyjecie w grzechu samogwałtu a poddaliście się, nie macie już siły! to źle... nie wolno rezygnować bo to szatan zwycięża a my mamy moc w Jezusie który na krzyżu pokonał każdy grzech- każdy a więc wszystkie samogwałty świata razem wzięte i inne nieczystości!! a więc z NIM mamy siłę i wygramy, praca wymaga pokory, cierpliwosci..odwagi ale jaka bedzie radosc gdy zobaczymy efekty, gdy to z Jezusem my zwyciężymy - nie szatan! Spróbuj wytrwać, wyspowiadaj się szczerze a zobaczysz jak lekkie jest twoje serce, bez brzemienia grzechu nieczystego, jaki pokój, jaki inny świat... bo ty stajesz się inny! bo nie ma w nim ohydy tego poniżenia, które daje ten grzech! Pokochaj siebie, oczyść, odnów swoje serce a staniesz się inny, wartościowy a uwierzysz że jesteś kochany za darmo mimo starego bagażu grzechu, Jezus Cię odnowi, przemieni i będziesz prawdziwie pieknym, takim jakim stworzył Cię Bóg! Wierzę w to i juz nigdy nie dam się by uwierzyć złu. Chcę być czysta i kochana!


Karina, lat 30

Jezus zmienił moje życie

Cześć mam na imię Ewelina i chciałabym się z Tobą podzielić jak Jezus przyprowadził mnie do siebie.

Urodziłam się w rodzinie chrześcijańskiej, moi rodzice co niedzięlę uczęszczali na Eucharystię zawsze zabierając mnie ze sobą. Uczyli kolejnych słów nieznanych mi dotad modlitw. To wszystko się zmieniło kiedy zaczęłam się usamodzielniać.

Któregoś dnia na lekcję religii przyszło dwoje młodych ludzi. Mówili o jednej z grup działającej przy kościele. Śpiewali, modlili się opowiadali o tym jak bardzo Bóg mnie kocha. <

Razem z koleżankami postanowiłyśmy pojść zobaczyć jak to wszystko wygląda choć bardziej nas interesował chłopak o anielsim głosie. Zaklimatyzowałyśmy się we wspólnocie. Cieszyłam się, że mogę spędzać czas bawiąc się poznawając nowych ludzi i modląc się.

Wszystko było dobrze do czasu. Mój przyjaciel i chłopak zginął śmiercią tragiczną. Zginął pod kołami pijanego kierowcy. Odeszłam od Boga, obwiniłam go za tę całą sytuację. Buntowałam się o to że jest Bogiem a nie ocalił tak dobrego człowieka.

Wzięłam życie w swoje ręce, wszystko byłoby "dobrze" gdyby nie kolejne cierpienia, kolejne pogrzeby bliskich mi osób. Nie mogłam sama unieść tego wszystkiego coraz bardziej mnei to przytłaczało. Kiedy sięgam pamięcią wstecz, wyraźnie pamiętam uczucie pustki, która była wewnątrz mnie, ale również wielkie pragnienie zapełnienia jej. Zaczęłam szukać.

Zainteresował mnie wówczas ruch New Age praktykowalam magię, spirytyzm i wszystko co było z tym związane. Nakładanie różnego rodzaju masek stało sie codziennością: uśmiech przez łzy, serce wypełnione bólem grzechów i znieolenia to wszystko chowałam w sobie. Byłam na dnie.Chciałam skończyć ze swoim marnym żywotem. No i znowu Bóg postawił na mojej drodze kogoś kto przyciągnął mnie do kościoła. Poszłam obiecując że to tylko ten jeden raz dotrzymam towarzystwa. Spotkałam tam starych znajomych i zostałam z nimi.

Pojechałam na rekolekcje wakacyjne. I znów usłysząłam słowa które ksiądz i animatorzy w kółko powtarzali "Bóg Cie kocha, szaleje za Tobą" - śmieszyły mnie te słowa, były abstrakcją.

Byli tam moi rówieśnicy, poświęcali wiele swojego czasu na modlitwie, robili to jak chcieli; siedząc to stojąc, własnymi prostymi i szczerymi słowami. Ich modlitwa płynęła prosto z serca...Też tego zapragnęłam.Zamknęłam oczy i zaczęłam wylewać przed Bogiem wszystko co leżało mi na sercu. Zdarzyło się coś dziwnego. Bez starań z mojej strony spłynął do mojego wnętrza pokój, dziwna czyjaś obecność.

Podszedł do mnie kapłan i zapytał czy potrzebuję spowiedzi. Mimo tego że przez długi okres czasu nie przystępowałam do sakramentu pokuty-poszłam. Nie wiedziałam,że nosiłam tak wielki wór z kamieniami - Ach co to była za ulga. Bóg przemienił mnie swoim Duchem. To puste miejsce we mnie po długim czasie poszukiwań zamieszakł Jezus. Ten który poweidział "...Oto stoję u drzwi i kołaczę; kto posłyszy mój głos i otworzy drzwi, ja wejdę do niego i będę z nim wieczerzał a on ze mną" Nie musiałam się już ukrywać, zdjęłam maski...

Parę kolejnych tygodni podczas modlitwy zamiast spiewać mogłam tylko płakać z radości. A słowa ,że Bóg mnie kocha nie były już takie puste, są częścią mojego życia, Jezus pomógł mi zrozumieć ich sens.

Dzisiaj choć nie bez problemów i ciągłej walki duchowej, potknięć i upadków idę dalej z moim Przyjacielem. To jest najlepsza rzecz jaka mogła mnie spotkać. To Jezus zmienił moje życie, zmienił mnie, ciągle zmienia...

Wiem, że chce przemieniać każdego , oczekuje tylko od Ciebie krótkiego "fiat" Daj się porwać Bożej miłości...i uwierz ze Bóg Cię naprawdę kocha!

Chwała Panu!

Ewelina

niedziela, 10 lipca 2011

Orędzie 2 lipiec 2011r.

"Drogie dzieci! Dzisiaj wzywam was do jedności z moim Synem, do trudnego i bolesnego kroku. Wzywam was do całkowitego wyznania i wyspowiadania się z grzechów, do oczyszczenia. Nieczyste serce nie może być w moim Synu i z moim Synem. Nieczyste serce nie może wydać owocu miłości i jedności. Nieczyste serce nie może dokonywać prawidłowych i sprawiedliwych rzeczy. Nieczyste serce nie jest przykładem miłości Bożej dla swojego otoczenia i tych, którzy jej nie poznali. Wy dzieci moje gromadzicie się wokół mnie, pełni entuzjazmu, pragnień i oczekiwań, a Ja proszę dobrego Ojca, aby przez Ducha Świętego w waszych oczyszczonych sercach umieścił wiarę w mojego Syna. Dzieci moje, posłuchajcie mnie, pójdźcie ze Mną. Dziękuję wam ... ”

24 czerwiec - 30 rocznica Objawień Matki Bożej

"Drogie dzieci, także dzisiaj raduję się razem z wami. Także dzisiaj, w radości, wzywam was: przyjmijcie moje orędzia i żyjcie moimi orędziami. Niech moje orędzia staną się życiem. Wbudujcie je w wasze życia. Niech będą pokarmem w podróży waszego życia. Wiedzcie, drogie dzieci, że jestem z wami kiedy to jest najtrudniejsze dla was, że zachęcam i pocieszam was, że wstawiam się przed moim Synem za was wszystkich. Dlatego, drogie dzieci, wytrwajcie w modlitwie i nie lękajcie się. Podążcie za mną bez lęku. Dziękuję wam, drogie dzieci, także dzisiaj, że ponownie mnie przyjęliście i że przyjęliście moje orędzia, że żyjecie moimi orędziami."