poniedziałek, 3 października 2011

Boże Miłosierdzie, którego doświadczyłem


Piszę z potrzeby serca jako wotum wdzięcznośći Miłosierdziu Bożemu za cudowne wyleczenie mnie z nałogu pijaństwa, wprowadzenie na drogę wiary i przemiany duszy. Mam 52 lata. Przez 25 lat zajmowałem dzielne i kierownicze stanowiska. Jestem ojcem trzech dorosłych synów. Złe towarzystwo spowodowało, że życie moje poszło w niewłaściwym kierunku. Alkoholu nadużywałem od dziewiątego roku życia przez 30 lat, mimo iż z domu wyniosłem poprawne religijne wychowanie, w dzieciństwie służyłem do Mszy świętej, a w bliskiej rodzinie mam osoby zakonne.
Moje życie zmieniło się w szkole średniej po wstąpieniu do młodzieżowych organizacji politycznych i na kursach ateistycznych oraz pod wpływem nieskrępowanego korzystania ze świata. Początkowo było dwulicowe zachowanie się, wynikające z religijnego wychowania i wpływów zepsutego środowiska, a następnie już otarcie swobodne życie pod wpływem ciągłego używania alkoholu. Wyrzuty sumienia gaszone alkoholem trwały 30 lat.
Krótkie kilkumiesięczne przerwy w rozwiązłym życiu - pozwalając mi zwrócić się do Boga o ratunek - przechodziły w nałóg z jeszcze większą siłą. Kilkakrotne kuracje odwykowe w zakładach zamkniętych trwały nadal. Pogłębianie się nałogu alkoholowego, beznadziejność, rozpacz i wyrzuty sumienia prowadziły mnie do myśli samobójczych. Pogłębianiu się tego stanu sprzyjały warunki pracy zawodowej (browar).
Na przestrzeni ostatnich lat przeżyłem dwa przypadki uniknięcia śmierci w stanie zamroczenia alkoholowego, w którym jedynie byłem w stanie wezwać Matkę Najświętszą na ratunek mej duszy. Jeden z tych wypadków który miał miejsce o godzinie trzeciej po północy (sen na mrozie, a w okolicy grasowały wilki). Analizując te cudowne uniknięcia śmierci, doszedłem do przekonania, że jednak mimo wszystko Opatrzność Boża czuwa nade mną i że broni mnie ten jeden dziesiątek różańca, który od czasu do czasu odmawiałem w skrytości i po pijanemu, jako że we wnętrzu moim nosiłem pragnienie nawrócenia, mimo iż postępowałem zawsze inaczej.
dalsze nadużywanie alkoholu spowodowało usunięcie mnie z pracy i to był krytyczny moment w moim życiu . Odżyły myśli samobójcze. Całkowite zatopienie się w alkoholu, a potem jego brak, spowodował bezsenne noce, w czasie których czytałem wszystko, co tylko było w moim zasięgu. Próbowałem się modlić i całą siłą woli przywołać Boga na ratunek, ale odczuwałam straszliwie piekącą pustkę w duszy. krótkie sny przynosiły chaotyczne myśli: sceny na przemian Matki Bożej i gromady diabłów w ogniu i dymie, które szczerzyły do mnie zęby. Nastąpił zupełny spadek sił fizycznych. Z pomocą przychodziły mi matka i siostra.
Gdy zaczynałem powoli odzyskiwać siły, szukając czegoś do czytania, w szafie wśród różnych drobiazgów, natrafiłem na małą książeczkę pt. Nowenna do Miłosierdzia Bożego. Wzrok mój zatrzymał się na urywku: "Najwięksi grzesznicy mają przed innymi prawo do ufności w przepaść Miłosierdzia Mojego. Córko moja, pisz o Moim Miłosierdziu dla dusz znękanych. Rozkosz sprawiają mi dusze które odwołują się do Mego Miłosierdzia. Takim duszom udzielam łask ponad ich życzenie. Nie mogę karać, choćby kto był największym grzesznikiem, o ile odwołuje się do mojej litości ".
Słowa te zrobiły na mnie silne wrażenie. Upadłem z płaczem na kolana! Wołałem głośno: "Jezu! Czy i ja, człowiek, który popełnił dokładnie z nadwyżką wszystkie grzechy główne i dziś stoi nad przepaścią, z myślami samobójczymi - mam jeszcze szanse ratunku?! (...) Czy mi, Jezu, przebaczysz?! (...) Szybko przeczytałem całą książeczkę wraz z krótkim opisem sylwetki Siostry Faustyny. Odmówiłem na różańcu koronkę, modlitwy i litanię do Miłosierdzia Bożego. Wówczas odczułem nieco nadziei w sercu.
Odtąd codziennie już zacząłem się modlić do Miłosierdzia Bożego i prosić Siostrę Faustynę o wstawiennictwo. Taka sytuacja trwała 3 miesiące, w czasie których beznadziejnie poszukiwałem pracy. Po tym czasie, z konieczności podjąłem zajęcie, które w stosunku do poprzednich stanowisk (kierownik) uważałem za poniżające i upokarzające mnie (dozór mienia).
Obowiązki swoje wykonywałem w warunkach bardzo złych, z dala od ludzi, w zupełnej samotności, która potem okazała się dla mnie zbawienna, bowiem stwarzała mi warunki do rozmyślania nad sobą i do gorącej modlitwy do Miłosierdzia Bożego. Czyniłem to wówczas z całą skruchą. Degradacja i zepchnięcie mnie na margines życia zawodowego uświadomiły mi pychę i konieczność zmiany życia. Ujrzałem swą nicość.
Zacząłem rozważać Mękę Pańską i od tej pory trwała ciężka i żmudna praca nad sobą, połączona z adoracją Miłosierdzia Bożego, rozważaniem Pisma Świętego i czytaniem książek religijnych. Nie szło to łatwo. Przychodziły chwile wątpliwości co do istnienia Boga i podszepty, że to wszystko jest wymyślone przez ludzi. W swe niecierpliwości wołałem do Boga o znak, nie ustając jednak w wysiłkach. Wolne chwile i cisza nocnej pracy dawały mi warunki do czytania modlitwy różańcowej i adoracji Miłosierdzia Bożego. Stopniowo otrzymywałem światło ducha i przekonanie, że aby otrzymać prawdziwie mocną wiarę, trzeba całkowicie przemienić duszę, a także życie zewnętrzne, odrzucić swoje "ja", nawyki, przywary I przywiązanie do świata. To było bolesne, tym bardziej, ze trzeba było swoją przemianę pokazać na zewnątrz ludziom z własnego otoczenia, którzy dotychczas znali mnie jako innego człowieka. Ta przemiana wiele mnie kosztowała, gdyż było wiele komentarzy na mój temat, posądzeń, szkalować i kpin z mojego nawrócenia. Początkowo wszystko to ogromnie przeżywałem.
Intensywna walka z samym sobą trwała rok, przy ciągłym uciekaniu się do Miłosierdzia Bożego i prośbach o wstawiennictwo Siostry Faustyny.
Później otrzymałem szereg łask co do ciała i co do ducha - uleczenie z choroby alkoholowej i wrzodów dwunastnicy - dostrzeganie w każdym człowieku, nawet najbardziej grzesznym, bliźniego, którego Bóg chce zbawić - miłość do ludzi, co mną gardzą lub nienawidzą, - chęć udzielania pomocy w nawracaniu innych zwłaszcza alkoholików, wyznając im, że jeśli Miłosierdzie Boże mnie wyrwało z nałogu, to im także pomóc może ciągłe staranie o to, aby żyć bez grzechu i w łasce. W moim życiu potwierdziły się słowa Chrystusa, że "Kto się zwróci z wielką ufnością do Mojego Miłosierdzia - udzielę mu łaski ponad życzenie".

Stanisław

25 wrzesień 2011 r.

„Drogie dzieci! Wzywam was, aby ten czas był dla was wszystkich czasem dawania świadectwa. Wy, którzy żyjecie w miłości Bożej i doświadczyliście Jego darów dajcie świadectwo o nich swoimi słowami i życiem, by były radością i bodźcem dla innych w wierze. Jestem z wami i nieustannie oręduję przed Bogiem za wami wszystkimi, aby wasza wiara była zawsze żywa i radosna i w miłości Bożej. Dziękuję, że odpowiedzieliście na moje wezwanie.”

2 wrzesień 2011 r.

"Drogie dzieci! Całym sercem i duszą pełną wiary i miłości do Ojca Niebieskiego darowałam wam i ponownie wam daję mojego Syna. Mój Syn dał wam, ludom całego świata, poznać jedynego prawdziwego Boga i Jego miłość. Poprowadził was drogą prawdy i uczynił was braćmi i siostrami. Dlatego, drogie dzieci, nie błąkajcie się, nie zamykajcie serca przed tą prawdą, nadzieją i miłością. Wszystko wokół was jest przemijające i wszystko niszczeje, a jedynie chwała Boża pozostaje. Dlatego wyrzeknijcie się wszystkiego, co oddala was od Pana. Tylko Jemu oddajcie cześć, gdyż On jest jedynym prawdziwym Bogiem. Ja jestem z wami i przy was pozostanę. Modlę się szczególnie za pasterzy, aby byli godnymi przedstawicielami mojego Syna i by z miłością prowadzili was drogą prawdy. Dziękuję wam."

Orędzie Matki Bożej z 25 sierpnień 2011 r.


„Drogie dzieci! Dziś wzywam was, abyście się modlili i pościli w moich intencjach, bowiem szatan chce zniszczyć mój plan. Zaczęłam tu od tej parafii i wezwałam cały świat. Wielu odpowiedziało, ale jest wielu [ludzi], którzy nie chcą ani usłyszeć ani przyjąć mojego wezwania. Dlatego wy, którzy powiedzieliście TAK bądźcie silni i zdecydowani. Dziękuję, że odpowiedzieliście na moje wezwanie."

2 sierpień 2011r

Orędzie Matki Bożej przekazane Mirjanie

Dzisiaj wzywam was, abyście na nowo odrodzili się w modlitwie, a za przyczyną Ducha Świętego, przy moim Synu, stali się nowym ludem. Ludem, który wie, że jeśli utraci Boga, utraci siebie. Ludem, który wie, że mimo wszelkich cierpień i doświadczeń, przy Bogu jest bezpieczny i zbawiony. Wzywam was, byście gromadzili się, jako Boża rodzina i umacniali się Jego Ojcowską mocą. Pojedynczo, moje dzieci, nie możecie powstrzymać zła, które chce zawładnąć światem i zniszczyć go. Jednakże zgodnie z wolą Bożą, wszyscy razem, przy moim Synu, wszystko możecie zmienić i uzdrowić ten świat. Wzywam was, byście całym sercem modlili się za swoich pasterzy, ponieważ Syn mój ich wybrał. Dziękuję wam.

środa, 27 lipca 2011

25 lipiec 2011r

"Drogie dzieci! Niech ten czas będzie dla was czasem modlitwy i ciszy. Dajcie odpoczynek waszemu ciału i duchowi, niech będą w miłości Bożej.Pozwólcie mi, dzieci, abym was prowadziła, otwórzcie wasze serca Duchowi Świętemu, aby wszelkie dobro, które jest w was, rozkwitło i przyniosło stokrotny owoc. Rozpocznijcie i zakończcie dzień modlitwą serca. Dziękuję wam, że odpowiedzieliście na moje wezwanie..."

środa, 13 lipca 2011

Odnalazłam sens życia

Miałam pretensje do Pana Boga o to, że nie mam życia takiego, jak inni. Często, zamknięta w pokoju, płakałam, zadając pytanie - dlaczego nie mogę mieć normalnej rodziny, a muszę za to znosić alkoholizm ojca, kłótnie, awantury i brak miłości. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek usłyszała w domu, że ktoś mnie kocha. Nikt nigdy nie pytał, co czuję; w ogóle nie rozmawiało się u nas o uczuciach i nie miałam gdzie się tego nauczyć.

W szkole uczyłam się bardzo dobrze. Wydaje mi się, że już jako dziecko podświadomie chciałam w ten sposób zwrócić na siebie uwagę rodziców, albo chociaż się dowartościować. Ale bardzo rzadko ktokolwiek interesował się moimi wynikami w nauce. Nie było pytań: jak w szkole? jak minął dzień? Nie czułam więc potrzeby mówienia o tym. Tak zaczęłam zamykać się w sobie.

Czas przelatywał mi przez palce. Czułam, że marnuję życie, że nie ma w nim sensu. Kiedyś w jakimś filmie usłyszałam słowa: "Każde życie, bez względu na to, jak długo trwa, ma jakiś cel." Czyżby moje też miało? - pytałam siebie.

Tymczasem przeżywałam wszystko powierzchownie, bez wgłębiania się, "byle jak". Doświadczałam namiastek przyjaźni, miłości, radości. Całe moje niezaspokojone w dzieciństwie pragnienie miłości wciąż intensywnie szukało tego zaspokojenia. Chwytałam się prawie każdej okazji, jeśli zauważałam, że mogę doświadczyć choć trochę "miłości". Chwytałam ją łapczywie i z "różnych talerzy", nie patrząc na to, czy przy okazji kogoś krzywdzę. Myślałam tylko o sobie. Uważałam, że należy mi się miłość, i skoro nadarzała się okazja, to trzeba z niej skorzystać. Ale to, co ja uważałam wtedy za miłość, tak naprawdę nią nie było. Wystarczała akceptacja, miłe słowo, trochę czułości i zainteresowania, a ja już mylnie ubierałam to w wielkie frazy.

Na szczęście Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi posunąć się w tych poczynaniach za daleko. To dzięki Niemu potrafiłam podjąć konkretną decyzję w sytuacjach "podbramkowych" w moim życiu. Jestem Mu wdzięczna, że ustrzegł mnie od całkowitego upadku.

Abstrahując od miłości (chociaż nie da się całkowicie...), cały czas błądziłam. Byłam wśród ludzi samotna. Cały czas dusiłam w sobie i tłamsiłam uczucia. Nie potrafiłam o nich mówić, nie wiedziałam jak.

Moja wiara była "niewyrobiona". Były chwile, kiedy potrafiłam się modlić, były spowiedzi, po których chciałam być inna. Czytałam książki o tematyce chrześcijańskiej, ale wiedza to nie wszystko. Jezus postanowił ofiarować mi coś więcej niż samą wiedzę o Nim. Pewnego dnia uznał, że dość mojego tułactwa, poszukiwań i włożył mi w ręce zaproszenie, a w serce pragnienie pójścia na spotkanie wspólnoty charyzmatycznej, chociaż nic o niej jeszcze nie wiedziałam. We wspólnocie tej poznałam najpierw Jezusa obecnego w ludziach. Oni byli napełnieni jego miłością i pokojem. Tego dnia nie czułam się wśród tych obcych mi ludzi samotna.

Na jednym z kolejnych spotkań oddałam Jezusowi serce, swoje życie i wyznałam, że jest moim Panem. Postawił kropkę nad "i" nad moją decyzją i przypieczętował ją moimi obfitymi łzami szczęścia. Od tego momentu Jezus cały czas mnie przemienia. Już zmienił moją hierarchię wartości i myślenie o wielu rzeczach, a gdy co jakiś czas zaczyna być ciężko, przypomina, że to On zwyciężył i już pokonał dla mnie to, co złe.

W mojej rodzinie przestał już rządzić alkohol, pozostały co prawda jeszcze rany, echa przeszłości, ale wierzę, że dzięki Jezusowi wszystko się zabliźni i zacznie funkcjonować zgodnie ze swoim powołaniem i przeznaczeniem.

Bóg otwiera moje serce i moje usta do tego, bym mówiła o swoich doświadczeniach, uczuciach, o tym, co jest we mnie. Uczy mnie rozmawiać. Ja tymczasem, doświadczając Jego wielkiej miłości, muszę się nią podzielić z innymi i to właśnie chcę robić - dawać innym miłość Jezusa.


Agnieszka

Problem z czystością

Byłam dzieckiem nieszczęsliwym, szpitale...rozłąki z domem.. brak miłosci i uczuć domu. Nie pamiętam by mnie przytulano, dotykano, mówiono ze jestem kochana i wartościowa. Rodzice nie bili nas, dawali jeśc, czysto ubierali, zabierali do koscioła ale nie mieli dla nas ciepła ani czasu, mój ojciec nigdy z nami nie rozmiawiał, zawsze miałam do niego żal , myslałam ze jestem niekochana i niepotrzebna.Miałam masę kompleksów i brak pewnosci siebie.. w dodatku problemy z nawiązywaniem znajomosci.. bałam się ludzi, myslałam że chcą mnie tylko zranić.w końcu nienawidziłam samej siebie.. nie chciałam żyć.

Nie wiem nawet jak szybko wpadłam w grzech samogwłatu, mając 19 lat stałam się nałogowcem.. potem poszło łatwo.. coraz częściej i coraz bardziej.. nie nawidziłam siebie... wstyd przed spowiedzią, choc nigdy nie ukrywałam grzechu. Czułam sie coraz bardziej poniżona i nie umiałam sie wyzwolić, choć ciągle się o to modliłam, i czasem wytrwałam w czystości dłuzej ok 2 tyg, to potem wszystko nadrabiałam.. unikałam jak ognia pornografii, mało TV a jednak nie było łatwo, bo moje pragnienie miłosci było nadal nie zaspokojone i nadal cierpiałam, w skutek tego ciągle myslałam by ktos mnie przytulił.. i często wpadałam w grzech...

Bywałam rozgoryczona, czułam sie jak śmieć.. chciałam zerwać a nie mogłam!.. nieraz spowiadałam sie 2 razy w tygodniu. Jednak mówiłam z uporem NIe! nie będę chodzic z grzechem w sercu! dlatego częste spowiedzi, częsta komunia św.. tylko komunia św pomogła mi wierzyć ze moja walka ma sens, pomimo upadku MA SENS!! - nie wątpcie w to nigdy jesli macie taki problem! tu nie mozna się poddawać bo szatan wykorzysta, zniszczy nasza psychikę i strasznie niszczy poczucie wartosci!!! zabija! a poza tym grzech mastrubacji prowadzi do chorób - to prawda!!! nabawiłam się paru dolegliwosci bardzo przykrych i wiem o tym równiez od tych co mieli taki problem, samogwałt - choroba duszy i ciała moze wpedzic w choroby i depresję!

Wiem ze Jezus mnie kocha pomimo tego, że nadal walczę o czystośc. Nie rezygnuję. Przeczytałam że warto wstąpić do Ruchu Czystych Serc! pomimo grzechu i walki !!! nie straciłam dziewictwa, zawsze chciałam zachować ją dla przyszłego męza, z tego dumna jestem (choć tyle zachowałam i chcę jej strzec)...ale z grzechu samogwłatu - nie! i dlatego postanowiłam wstapic do Ruchu, pomimo grzechu mam takie samo prawo byc w Ruchu C.S, poniewaz się staram, walczę, pragnę żyć w czystości, dążę do niej i mam nadzieję że Jezus uleczy rany powstałe w wyniku grzechu! Jezus ma moc uzdrawiać i cieszy się z każdego kto nie poddaje się, bo najgorzej jest trwać w grzechu ...i nie powstawać.. Wiem że Jezus chce mi pomóc, dlatego postanawiam wstąpić do Ruchu C.S. Mam szansę na wyleczenie, bo sam Jezus będzie mnie strzegł w tej najtrudniejszej mojej słabości. Stawiam też Na Maryję, że Ona pomoże mi zwyciężyć szatana - grzech.

Chcę wszystkich ostrzec - jeśli żyjecie w grzechu samogwałtu a poddaliście się, nie macie już siły! to źle... nie wolno rezygnować bo to szatan zwycięża a my mamy moc w Jezusie który na krzyżu pokonał każdy grzech- każdy a więc wszystkie samogwałty świata razem wzięte i inne nieczystości!! a więc z NIM mamy siłę i wygramy, praca wymaga pokory, cierpliwosci..odwagi ale jaka bedzie radosc gdy zobaczymy efekty, gdy to z Jezusem my zwyciężymy - nie szatan! Spróbuj wytrwać, wyspowiadaj się szczerze a zobaczysz jak lekkie jest twoje serce, bez brzemienia grzechu nieczystego, jaki pokój, jaki inny świat... bo ty stajesz się inny! bo nie ma w nim ohydy tego poniżenia, które daje ten grzech! Pokochaj siebie, oczyść, odnów swoje serce a staniesz się inny, wartościowy a uwierzysz że jesteś kochany za darmo mimo starego bagażu grzechu, Jezus Cię odnowi, przemieni i będziesz prawdziwie pieknym, takim jakim stworzył Cię Bóg! Wierzę w to i juz nigdy nie dam się by uwierzyć złu. Chcę być czysta i kochana!


Karina, lat 30

Jezus zmienił moje życie

Cześć mam na imię Ewelina i chciałabym się z Tobą podzielić jak Jezus przyprowadził mnie do siebie.

Urodziłam się w rodzinie chrześcijańskiej, moi rodzice co niedzięlę uczęszczali na Eucharystię zawsze zabierając mnie ze sobą. Uczyli kolejnych słów nieznanych mi dotad modlitw. To wszystko się zmieniło kiedy zaczęłam się usamodzielniać.

Któregoś dnia na lekcję religii przyszło dwoje młodych ludzi. Mówili o jednej z grup działającej przy kościele. Śpiewali, modlili się opowiadali o tym jak bardzo Bóg mnie kocha. <

Razem z koleżankami postanowiłyśmy pojść zobaczyć jak to wszystko wygląda choć bardziej nas interesował chłopak o anielsim głosie. Zaklimatyzowałyśmy się we wspólnocie. Cieszyłam się, że mogę spędzać czas bawiąc się poznawając nowych ludzi i modląc się.

Wszystko było dobrze do czasu. Mój przyjaciel i chłopak zginął śmiercią tragiczną. Zginął pod kołami pijanego kierowcy. Odeszłam od Boga, obwiniłam go za tę całą sytuację. Buntowałam się o to że jest Bogiem a nie ocalił tak dobrego człowieka.

Wzięłam życie w swoje ręce, wszystko byłoby "dobrze" gdyby nie kolejne cierpienia, kolejne pogrzeby bliskich mi osób. Nie mogłam sama unieść tego wszystkiego coraz bardziej mnei to przytłaczało. Kiedy sięgam pamięcią wstecz, wyraźnie pamiętam uczucie pustki, która była wewnątrz mnie, ale również wielkie pragnienie zapełnienia jej. Zaczęłam szukać.

Zainteresował mnie wówczas ruch New Age praktykowalam magię, spirytyzm i wszystko co było z tym związane. Nakładanie różnego rodzaju masek stało sie codziennością: uśmiech przez łzy, serce wypełnione bólem grzechów i znieolenia to wszystko chowałam w sobie. Byłam na dnie.Chciałam skończyć ze swoim marnym żywotem. No i znowu Bóg postawił na mojej drodze kogoś kto przyciągnął mnie do kościoła. Poszłam obiecując że to tylko ten jeden raz dotrzymam towarzystwa. Spotkałam tam starych znajomych i zostałam z nimi.

Pojechałam na rekolekcje wakacyjne. I znów usłysząłam słowa które ksiądz i animatorzy w kółko powtarzali "Bóg Cie kocha, szaleje za Tobą" - śmieszyły mnie te słowa, były abstrakcją.

Byli tam moi rówieśnicy, poświęcali wiele swojego czasu na modlitwie, robili to jak chcieli; siedząc to stojąc, własnymi prostymi i szczerymi słowami. Ich modlitwa płynęła prosto z serca...Też tego zapragnęłam.Zamknęłam oczy i zaczęłam wylewać przed Bogiem wszystko co leżało mi na sercu. Zdarzyło się coś dziwnego. Bez starań z mojej strony spłynął do mojego wnętrza pokój, dziwna czyjaś obecność.

Podszedł do mnie kapłan i zapytał czy potrzebuję spowiedzi. Mimo tego że przez długi okres czasu nie przystępowałam do sakramentu pokuty-poszłam. Nie wiedziałam,że nosiłam tak wielki wór z kamieniami - Ach co to była za ulga. Bóg przemienił mnie swoim Duchem. To puste miejsce we mnie po długim czasie poszukiwań zamieszakł Jezus. Ten który poweidział "...Oto stoję u drzwi i kołaczę; kto posłyszy mój głos i otworzy drzwi, ja wejdę do niego i będę z nim wieczerzał a on ze mną" Nie musiałam się już ukrywać, zdjęłam maski...

Parę kolejnych tygodni podczas modlitwy zamiast spiewać mogłam tylko płakać z radości. A słowa ,że Bóg mnie kocha nie były już takie puste, są częścią mojego życia, Jezus pomógł mi zrozumieć ich sens.

Dzisiaj choć nie bez problemów i ciągłej walki duchowej, potknięć i upadków idę dalej z moim Przyjacielem. To jest najlepsza rzecz jaka mogła mnie spotkać. To Jezus zmienił moje życie, zmienił mnie, ciągle zmienia...

Wiem, że chce przemieniać każdego , oczekuje tylko od Ciebie krótkiego "fiat" Daj się porwać Bożej miłości...i uwierz ze Bóg Cię naprawdę kocha!

Chwała Panu!

Ewelina

niedziela, 10 lipca 2011

Orędzie 2 lipiec 2011r.

"Drogie dzieci! Dzisiaj wzywam was do jedności z moim Synem, do trudnego i bolesnego kroku. Wzywam was do całkowitego wyznania i wyspowiadania się z grzechów, do oczyszczenia. Nieczyste serce nie może być w moim Synu i z moim Synem. Nieczyste serce nie może wydać owocu miłości i jedności. Nieczyste serce nie może dokonywać prawidłowych i sprawiedliwych rzeczy. Nieczyste serce nie jest przykładem miłości Bożej dla swojego otoczenia i tych, którzy jej nie poznali. Wy dzieci moje gromadzicie się wokół mnie, pełni entuzjazmu, pragnień i oczekiwań, a Ja proszę dobrego Ojca, aby przez Ducha Świętego w waszych oczyszczonych sercach umieścił wiarę w mojego Syna. Dzieci moje, posłuchajcie mnie, pójdźcie ze Mną. Dziękuję wam ... ”

24 czerwiec - 30 rocznica Objawień Matki Bożej

"Drogie dzieci, także dzisiaj raduję się razem z wami. Także dzisiaj, w radości, wzywam was: przyjmijcie moje orędzia i żyjcie moimi orędziami. Niech moje orędzia staną się życiem. Wbudujcie je w wasze życia. Niech będą pokarmem w podróży waszego życia. Wiedzcie, drogie dzieci, że jestem z wami kiedy to jest najtrudniejsze dla was, że zachęcam i pocieszam was, że wstawiam się przed moim Synem za was wszystkich. Dlatego, drogie dzieci, wytrwajcie w modlitwie i nie lękajcie się. Podążcie za mną bez lęku. Dziękuję wam, drogie dzieci, także dzisiaj, że ponownie mnie przyjęliście i że przyjęliście moje orędzia, że żyjecie moimi orędziami."

piątek, 10 czerwca 2011

2 czerwiec 2011 r.

„Drogie dzieci, kiedy wzywam was do modlitwy za tych, którzy nie poznali miłości Bożej, wtedy spojrzelibyście w swoje serca i zrozumieli, że mówię o wielu z was. Z otwartymi sercami szczerze zapytajcie się czy pragniecie żywego Boga, czy chcecie Go usunąć i żyć po swojemu. Rozejrzyjcie się dookoła siebie, dzieci moje, i zobaczcie dokąd zmierza świat, który myśli i błądzi bez Ojca, w ciemności pokus. Ja daję wam światło prawdy i Ducha Świętego. Zgodnie z Bożym planem jestem z wami, aby wam pomóc , by w waszych sercach zwyciężył mój Syn, Jego krzyż i zmartwychwstanie. Jako matka pragnę i modlę się o waszą jedność z moim Synem i Jego działaniem. Jestem tutaj. Zdecydujcie się. Dziękuję wam. ”

Matka Boża, mówi Mirjana, była bardzo smutna i kiedy mówiła słowa „ja oferuję wam światło prawdy i Ducha Świętego”, widziałam szczególne światło za Matką Bożą.
Matka Boża pobłogosławiła wszystkich obecnych, wszystkie dewocjonalia, a w szczególny sposób wszystkich kapłanów.

25 maj 2011 r.

„Drogie dzieci! Moja modlitwa jest dziś za was wszystkich, którzy prosicie o łaskę nawrócenia. Pukacie do drzwi mego serca, lecz bez nadziei i modlitwy, w grzechu i bez sakramentu pojednania z Bogiem. Dziatki, zostawcie grzech i zdecydujcie się na świętość. Tylko tak mogę wam pomóc i wysłuchać waszych modlitw i prosić o wstawiennictwo przed Wszechmogącym. Dziękuję wam, że odpowiedzieliście na moje wezwanie. ”

2 maj 2011 r.

„Drogie dzieci, kiedy wzywam was do modlitwy za tych, którzy nie poznali miłości Bożej, wtedy spojrzelibyście w swoje serca i zrozumieli, że mówię o wielu z was. Z otwartymi sercami szczerze zapytajcie się czy pragniecie żywego Boga, czy chcecie Go usunąć i żyć po swojemu. Rozejrzyjcie się dookoła siebie, dzieci moje, i zobaczcie dokąd zmierza świat, który myśli i błądzi bez Ojca, w ciemności pokus. Ja daję wam światło prawdy i Ducha Świętego. Zgodnie z Bożym planem jestem z wami, aby wam pomóc , by w waszych sercach zwyciężył mój Syn, Jego krzyż i zmartwychwstanie. Jako matka pragnę i modlę się o waszą jedność z moim Synem i Jego działaniem. Jestem tutaj. Zdecydujcie się. Dziękuję wam. ”

Matka Boża, mówi Mirjana, była bardzo smutna i kiedy mówiła słowa „ja oferuję wam światło prawdy i Ducha Świętego”, widziałam szczególne światło za Matką Bożą.
Matka Boża pobłogosławiła wszystkich obecnych, wszystkie dewocjonalia, a w szczególny sposób wszystkich kapłanów.

czwartek, 19 maja 2011

25 kwiecien -orędzie Matki Bożej


Drogie dzieci! Tak jak przyroda daje najpiękniejsze kolory roku, tak i ja was wzywam, abyście własnym życiem dawali świadectwo i pomagali innym, by się zbliżyli do mego Niepokalanego Serca, aby w ich sercach wzniecił się płomień miłości do Wszechmogącego. Jestem z wami i nieustannie modlę się za was, aby wasze życie było odzwierciedleniem raju na ziemi. Dziękuję wam, że odpowiedzieliście na moje wezwanie.

niedziela, 17 kwietnia 2011

Spotkanie z Basią


Maryjo zawierzam Twojemu Niepokalanemu Sercu każdego człowieka którego stawiasz na mojej drodze. Dziękuję za Basię, którą dzisiaj pozwoliłaś mi spotkać.

Basia jest wrażliwą, poszukującą osobą i pragnie poznać Ciebie.
Maryjo kształtuj młode i wrażliwe jej serce.

niedziela, 3 kwietnia 2011

2 kwiecien - Orędzie

„Drogie dzieci! Z matczyną miłością pragnę otworzyć serce każdego z was i uczyć was osobistej jedności z Ojcem. Aby to przyjąć, musicie zrozumieć, że jesteście ważni dla Boga i że On wzywa was indywidualnie. Musicie zrozumieć, że wasza modlitwa jest rozmową dziecka z Ojcem, że miłość jest drogą, po której musicie kroczyć – miłość do Boga i do waszych bliźnich. To jest dzieci moje, miłość, która nie ma granic, to jest miłość, która emanuje z prawdy i podąża do końca. Pójdźcie za mną, dzieci moje, aby także inni, w rozpoznaniu prawdy i miłości w was, mogli podążyć za wami. Dziękuję wam. ”
Ponownie Matka Boża wezwała nas, abyśmy się modlili za naszych pasterzy i powiedziała: „Mają szczególne miejsce w moim Sercu. Oni reprezentują mojego Syna.”

piątek, 1 kwietnia 2011

OPP


Fundacja "Donum Spes" od 2009r. jest Organizacja Pozytku Publicznego. Mozna wspierac nas"darem serca" odpisujac 1% podatku na Fundacje.

Nr KRS 0000 333 424


Raiffeisen Bank Krakow
50 1750 1048 0000 0000 1175 8398 PL
69 1750 1048 0000 0000 1175 8444 EUR
47 1750 1048 0000 0000 1175 8452 USD

Jezeli macie wokol siebie ludzi mlodych, zagubionych informujcie nas o Waszych problemach. W miare mozliwosci bedziemy udzielac pomocy tym, ktorzy sa w potrzebie.
Maryja w jednym ze swoich oredzi przekazuje nam:
"Gdybys wiedzial jak bardzo cie kocham, plakalbys z radosci"

niedziela, 27 marca 2011

25 marzec -Orędzie

„Drogie dzieci! W szczególny sposób pragnę dziś wezwać was do nawrócenia. Niech od dziś rozpocznie się nowe życie w waszym sercu. Dzieci, pragnę widzieć wasze „tak" i niech wasze życie będzie radosnym życiem wolą Bożą w każdym momencie waszego życia. W szczególny sposób dziś błogosławię was moim matczynym błogosławieństwem pokoju, miłości i jedności w mym Sercu i w Sercu mego Syna Jezusa. Dziękuję wam, że odpowiedzieliście na moje wezwanie.”

środa, 9 marca 2011

Swiadectwo o Miłosierdziu Bożym


Boże Miłosierdzie - Jezu Ufam Tobie


Piszę z potrzeby serca jako wotum wdzięcznośći Miłosierdziu Bożemu za cudowne wyleczenie mnie z nałogu pijaństwa, wprowadzenie na drogę wiary i przemiany duszy. Mam 52 lata. Przez 25 lat zajmowałem dzielne i kierownicze stanowiska. Jestem ojcem trzech dorosłych synów. Złe towarzystwo spowodowało, że życie moje poszło w niewłaściwym kierunku. Alkoholu nadużywałem od dziewiątego roku życia przez 30 lat, mimo iż z domu wyniosłem poprawne religijne wychowanie, w dzieciństwie służyłem do Mszy świętej, a w bliskiej rodzinie mam osoby zakonne.
Moje życie zmieniło się w szkole średniej po wstąpieniu do młodzieżowych organizacji politycznych i na kursach ateistycznych oraz pod wpływem nieskrępowanego korzystania ze świata. Początkowo było dwulicowe zachowanie się, wynikające z religijnego wychowania i wpływów zepsutego środowiska, a następnie już otarcie swobodne życie pod wpływem ciągłego używania alkoholu. Wyrzuty sumienia gaszone alkoholem trwały 30 lat.
Krótkie kilkumiesięczne przerwy w rozwiązłym życiu - pozwalając mi zwrócić się do Boga o ratunek - przechodziły w nałóg z jeszcze większą siłą. Kilkakrotne kuracje odwykowe w zakładach zamkniętych trwały nadal. Pogłębianie się nałogu alkoholowego, beznadziejność, rozpacz i wyrzuty sumienia prowadziły mnie do myśli samobójczych. Pogłębianiu się tego stanu sprzyjały warunki pracy zawodowej (browar).
Na przestrzeni ostatnich lat przeżyłem dwa przypadki uniknięcia śmierci w stanie zamroczenia alkoholowego, w którym jedynie byłem w stanie wezwać Matkę Najświętszą na ratunek mej duszy. Jeden z tych wypadków który miał miejsce o godzinie trzeciej po północy (sen na mrozie, a w okolicy grasowały wilki). Analizując te cudowne uniknięcia śmierci, doszedłem do przekonania, że jednak mimo wszystko Opatrzność Boża czuwa nade mną i że broni mnie ten jeden dziesiątek różańca, który od czasu do czasu odmawiałem w skrytości i po pijanemu, jako że we wnętrzu moim nosiłem pragnienie nawrócenia, mimo iż postępowałem zawsze inaczej.
dalsze nadużywanie alkoholu spowodowało usunięcie mnie z pracy i to był krytyczny moment w moim życiu . Odżyły myśli samobójcze. Całkowite zatopienie się w alkoholu, a potem jego brak, spowodował bezsenne noce, w czasie których czytałem wszystko, co tylko było w moim zasięgu. Próbowałem się modlić i całą siłą woli przywołać Boga na ratunek, ale odczuwałam straszliwie piekącą pustkę w duszy. krótkie sny przynosiły chaotyczne myśli: sceny na przemian Matki Bożej i gromady diabłów w ogniu i dymie, które szczerzyły do mnie zęby. Nastąpił zupełny spadek sił fizycznych. Z pomocą przychodziły mi matka i siostra.
Gdy zaczynałem powoli odzyskiwać siły, szukając czegoś do czytania, w szafie wśród różnych drobiazgów, natrafiłem na małą książeczkę pt. Nowenna do Miłosierdzia Bożego. Wzrok mój zatrzymał się na urywku: "Najwięksi grzesznicy mają przed innymi prawo do ufności w przepaść Miłosierdzia Mojego. Córko moja, pisz o Moim Miłosierdziu dla dusz znękanych. Rozkosz sprawiają mi dusze które odwołują się do Mego Miłosierdzia. Takim duszom udzielam łask ponad ich życzenie. Nie mogę karać, choćby kto był największym grzesznikiem, o ile odwołuje się do mojej litości ".
Słowa te zrobiły na mnie silne wrażenie. Upadłem z płaczem na kolana! Wołałem głośno: "Jezu! Czy i ja, człowiek, który popełnił dokładnie z nadwyżką wszystkie grzechy główne i dziś stoi nad przepaścią, z myślami samobójczymi - mam jeszcze szanse ratunku?! (...) Czy mi, Jezu, przebaczysz?! (...) Szybko przeczytałem całą książeczkę wraz z krótkim opisem sylwetki Siostry Faustyny. Odmówiłem na różańcu koronkę, modlitwy i litanię do Miłosierdzia Bożego. Wówczas odczułem nieco nadziei w sercu.
Odtąd codziennie już zacząłem się modlić do Miłosierdzia Bożego i prosić Siostrę Faustynę o wstawiennictwo. Taka sytuacja trwała 3 miesiące, w czasie których beznadziejnie poszukiwałem pracy. Po tym czasie, z konieczności podjąłem zajęcie, które w stosunku do poprzednich stanowisk (kierownik) uważałem za poniżające i upokarzające mnie (dozór mienia).
Obowiązki swoje wykonywałem w warunkach bardzo złych, z dala od ludzi, w zupełnej samotności, która potem okazała się dla mnie zbawienna, bowiem stwarzała mi warunki do rozmyślania nad sobą i do gorącej modlitwy do Miłosierdzia Bożego. Czyniłem to wówczas z całą skruchą. Degradacja i zepchnięcie mnie na margines życia zawodowego uświadomiły mi pychę i konieczność zmiany życia. Ujrzałem swą nicość.
Zacząłem rozważać Mękę Pańską i od tej pory trwała ciężka i żmudna praca nad sobą, połączona z adoracją Miłosierdzia Bożego, rozważaniem Pisma Świętego i czytaniem książek religijnych. Nie szło to łatwo. Przychodziły chwile wątpliwości co do istnienia Boga i podszepty, że to wszystko jest wymyślone przez ludzi. W swe niecierpliwości wołałem do Boga o znak, nie ustając jednak w wysiłkach. Wolne chwile i cisza nocnej pracy dawały mi warunki do czytania modlitwy różańcowej i adoracji Miłosierdzia Bożego. Stopniowo otrzymywałem światło ducha i przekonanie, że aby otrzymać prawdziwie mocną wiarę, trzeba całkowicie przemienić duszę, a także życie zewnętrzne, odrzucić swoje "ja", nawyki, przywary I przywiązanie do świata. To było bolesne, tym bardziej, ze trzeba było swoją przemianę pokazać na zewnątrz ludziom z własnego otoczenia, którzy dotychczas znali mnie jako innego człowieka. Ta przemiana wiele mnie kosztowała, gdyż było wiele komentarzy na mój temat, posądzeń, szkalować i kpin z mojego nawrócenia. Początkowo wszystko to ogromnie przeżywałem.
Intensywna walka z samym sobą trwała rok, przy ciągłym uciekaniu się do Miłosierdzia Bożego i prośbach o wstawiennictwo Siostry Faustyny.
Później otrzymałem szereg łask co do ciała i co do ducha - uleczenie z choroby alkoholowej i wrzodów dwunastnicy - dostrzeganie w każdym człowieku, nawet najbardziej grzesznym, bliźniego, którego Bóg chce zbawić - miłość do ludzi, co mną gardzą lub nienawidzą, - chęć udzielania pomocy w nawracaniu innych zwłaszcza alkoholików, wyznając im, że jeśli Miłosierdzie Boże mnie wyrwało z nałogu, to im także pomóc może ciągłe staranie o to, aby żyć bez grzechu i w łasce. W moim życiu potwierdziły się słowa Chrystusa, że "Kto się zwróci z wielką ufnością do Mojego Miłosierdzia
- udzielę mu łaski ponad życzenie".

Orędzie Miłosierdzia, Kraków (2), 5 X 1987.

piątek, 4 marca 2011

Orędzie Matki Bozej - 2 marzec

Drogie dzieci! Moje matczyne serce cierpi ogromnie, gdy patrzę na swoje dzieci które uporczywie stawiają to co ludzkie przed tym co Boże, moje dzieci, które wbrew wszystkiemu co je otacza i wbrew wszystkim znakom, które są im wysyłane myślą, że mogą kroczyć bez mojego Syna. Nie mogą! Kroczą ku wiecznej przepaści. Dlatego gromadzę was, którzy jesteście gotowi otworzyć dla mnie swoje serce, którzy jesteście gotowi być apostołami mojej miłości i abyście pomogli mi przeżywając Bożą miłość, być przykładem dla tych, którzy jej nie znają. Do tego niech wam siłę da post i modlitwa, a ja was błogosławię matczynym błogosławieństwem w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Dziękuję wam !