niedziela, 22 lutego 2015

Jechalem z niedowierzaniem

Moje doświadczenie Medjugorie wiąże się nierozłącznie z trwającym tam na przełomie lipca i sierpnia Festiwalem Młodych (Mladifest). Jadąc do Medjugorie, byłem zdystansowany do tego miejsca, może nawet jechałem z lekkim niedowierzaniem, ale jedno wiedziałem na pewno: mam tam być. Przyjechałem i co zobaczyłem? Kilkadziesiąt tysięcy młodych ludzi wspólnie wielbiących Boga, słuchających katechez, dzielących się tym, jak Jezus działa w ich życiu, wchodzących bez butów po stromym skalistym wzniesieniu z różańcem w ręku, poszczących o chlebie i wodzie i zapytałem siebie: „Czy to jest złe?” Doszedłem do wniosku, że jeśli Kościół nie wypowiedział się ani potwierdzając ani zaprzeczając objawieniom, zatem ktoś, kto mówi, że objawienia są prawdziwe, stawia się ponad Kościołem, ale ktoś, kto mówi, że tam nie ma objawień, też stawia się ponad Kościołem. Atmosfera, której doświadczyłem, to atmosfera wzajemnej życzliwości, braterstwa, modlitwy i radości wypływającej z wiary. Życzyłbym sobie i każdemu, żeby taka atmosfera panowała w naszych domach. Dla mnie osobiście czas spędzony w Medjugorie to uczenie się bycia synem naszej niebieskiej Matki, to tam narodziła się moja maryjna pobożność, to tam nauczyłem się zawierzać Bogu wszystkie sprawy codzienne przez Niepokalane Serce Maryi. Michal

Matka Boza nam pomaga -zatrzymaj sie

https://www.youtube.com/watch?v=lN6JLrSN8Rs

Cudowne miejsce

Chciałbym podzielić się moim doświadczeniem z pobytu w Medjugorie. Miałem to szczęście już dwukrotnie odwiedzić to cudowne miejsce. Jestem od urodzenia praktykującym katolikiem. Wiarę traktuję nie jako tradycję, którą przejąłem od moich rodziców, lecz jako moje wewnętrzne przekonanie oparte na wielu życiowych doświadczeniach. Muszę przyznać, że byłem oszołomiony siłą przeżyć, jakich tam doznałem. Być może dlatego, że jestem bardzo prostym człowiekiem, niskiego wykształcenia i nie mam dużego rozpoznania na temat bliskiego, oczywistego obcowania z Bogiem. Jestem przekonany, że to szczęście obcowania posiada każdy powołany ksiądz po otrzymaniu święceń. Martwi mnie to, czy my zawsze publikujemy swoje opinie na podstawie swoich osobistych doświadczeń i po dokładnym zbadaniu sprawy. Mam na myśli wypowiedzi przeciw objawieniom w Medjugorie. Osobiście mogę zaświadczyć, że tam można otrzymać w jednej chwili bardzo dużo różnych darów, że człowiek zaczyna się gubić. Musi przejść jakiś okres czasu, aż to wszystko powoli da się uporządkować. Ja doznałem wiele przeżyć duchowych i one utkwiły bardzo głęboko w moim sercu. Myślę, że każdy człowiek dobrej woli może doznać tam wiele łask. Kiedy stopniowo to wszystko rozmyślam, to zaczynam odczuwać tą nieprawdopodobną dla ludzi miłość. Miłość, którą darzy nas Bóg z nieba i której nie jesteśmy w stanie w pełni przyjąć, ponieważ słabe jesteśmy istoty. Królowa całego świata Najświętsza Maria Panna we wspaniały sposób przybliża nas do Boga tłumacząc tą miłość. Choć nie jesteśmy warci aby Ją widzieć oczami, lecz łatwo daje się wyczuć poprzez serce. Nie wierząc widzącym, że to Najświętsza Maria przychodzi im na spotkanie i określając tego ducha "Zjawą", musimy jednak się zgodzić, że Duch ten jest wspaniały. Jego orędzia są wypełnione troską o ludzkość, pragnieniem globalnego i wewnętrznego pokoju, miłości prowadzącej do jedynego Boga. Bo przecież kiedy uczestniczę we Mszy Świętej w Medjugorie to wyznaje tego samego Boga co i w każdym innym miejscu na ziemi. Czy jakikolwiek zły duch mógłby tak zadziwiająco służyć Panu Bogu. Czy byłby zadowolony zły duch, że codziennie odmawiam z rodziną Różaniec Święty, czytam Pismo Święte, rozmyślam o Bogu i staram się pościć. To są owoce mojego pobytu w Medjugorie. Stopniowo osiągnąłem wspaniały pokój duchowy, już nie chcę wymieniać takiego osobistego szczęścia codziennego. Myślę, że dostałem to od Boga, choć nie czuje się tego wart. Cieszę się, ze Maria wyprosiła te laski. Bo przecież kto inny tak bardzo mnie kocha. Gdziekolwiek jestem na ziemi zawsze modle się do tego samego Boga, wyznaje te sama wiarę i uznaje nasz Kościół Święty, który ustanowił Jezus. Do Boga prowadzi wiele ścieżek, tyle ilu ludzi jest na ziemi. Obok jednej ścieżki znajduje się wspaniała oaza spokoju, szkoła modlitwy, źródełko wiary i nazywa się Medjugorie. Ja piłem z tego źródła i cieszę się jego wspaniałością. Życzę tego samego i jeszcze więcej każdemu, kto jest na rozdrożu. Kazimiera

Swiadectwo Jolanty

https://www.youtube.com/watch?v=Mw8whhcB73M

Modlitwa do Krolowej Pokoju

Modlitwa do Królowej Pokoju Matko Boża i matko nasza, Maryjo, Królowo Pokoju! Przyszłaś do nas, aby prowadzić nas ku Bogu. Uproś nam u Niego łaskę abyśmy, idąc za Twoim przykładem, mogli nie tylko powiedzieć: „Niech mi się stanie według słowa Twego”, lecz także wprowdzić to w życie. W Twoje ręce oddajemy nasze ręce, abyś poprzez nasze nędze i trudności mogła doprowadzić nas aż do Niego.

Moc modlitwy, adoracji, rozanca

Urodziłem się w Australii w rodzinie anglosaskiej, która w większości byia wyznania protestanckiego. Moja mama jednak nawróciła się na wiarę katolicką, dlatego odkąd pamiętam w domu zawsze panowała atmosfera głębokiej i prawdziwej wiary. Rodzice od dziecka zaszczepili, zarówno we mnie jak i w moim młodszym rodzeństwie, miłość do Boga i do Jego Kościoła. Uczęszczałem do szkół katolickich i jeszcze jako nastolatek każdej niedzieli uczestniczyłem we Mszy św. Byłem również zaangażowany w młodzieżowy Ruch Obrony Życia. Sytuacja radykalnie się zmieniła, kiedy rozpocząłem studia. Studiując na Uniwersytecie w Melbourne brałem aktywny udział w życiu politycznym. Byłem bardzo ambitny i pragnąłem zostać człowiekiem bogatym, sławnym i wpływowym. Z tego też powodu nosiłem się z zamiarem kandydowania do australijskiego parlamentu. W tym też okresie przeżyłem młodzieńczy bunt kontestując naukę Kościoła, przestałem też regularnie modlić się i uczęszczać na Mszę św. Po ukończeniu dwóch fakultetów na Uniwersytecie w Melbourne postanowiłem pojechać do Europy. Przez cztery miesiące podróżowałem po krajach moich przodków, a więc po Anglii i Szkocji. Następnie zdecydowałem się pojechać do byłej Jugosławii. W Australii mówiono mi, że jest to piękny kraj, w którym system komunistyczny stworzył jedność, pokój i braterstwo między ludźmi różnych narodowości i wyznań. Wtedy nie wiedziałem, że było to zwykłe kłamstwo propagandy komunistycznej. Pamiętałem, że moja matka opowiadała nam o Błogosławionej Dziewicy Maryi, która ponoć od 1981 r. ukazywała się sześciu dzieciom w małej wiosce Medjugorje. Śmiałem się i kpiłem, kiedy to mówiła. Byłem przekonany, że objawienia są niemożliwe. Po przyjeździe na tereny byłej Jugosławii 1989 r. spędziłem trzy dni w Dubrowniku. Opowiadania mojej mamy o objawieniach w Medjugorje sprawiły,.że postanowiłem tam pojechać i pobyć najwyżej jeden dzień. Po przyjeździe do Medjugorje byłem bardzo poruszony ogromną ilością młodych ludzi z całego świata, którzy modlili się wspólnie. Wielkie wrażenie wywarła na mnie pobożność Chorwatów i ich miłość do Kościoła Katolickiego. Postanowiłem zostać jeszcze jeden dzień. Nazajutrz słuchałem kazań i konferencji, które głosili ojcowie Franciszkanie. Mimo iż studiowałem przez wiele lat, niegdy nie słyszałem słów o takiej głębi i mocy ducha. Byłem po prostu tym wszystkim duchowo wstrząśnięty i po raz pierwszy od trzech lat zdecydowałem się pójść do spowiedzi. Trzeciego dnia poszedłem na wzgórze objawień w Podbrdo. Wspinając się, po raz pierwszy w swoim życiu zacząłem odmawiać różaniec. Kiedy dotarłem na szczyt, podszedłem do krzyża, ukląkłem i najszczerzej, jak tylko potrafiłem zacząłem się modlić. I wtedy stała się rzecz niesamowita: zostałem ogarnięty i napełniony najcudowniejszym skarbem i mocą, jaką człowiek może posiąść, a jest nią miłość Chrystusa i Maryi. Zapłakałem z wielkiej radości. Właśnie wtedy zrozumiałem, że Jezus wzywa mnie do całkowitej zmiany stylu życia, myślenia, wartościowania i postępowania. Po tym doświadczeniu nie chciałem już zwiedzać Jugosławii, ani wracać do Anglii czy Australii. Po prostu zapragnąłem na dłużej zostać w Medjugorje i pogłębić swoją wiarę. Zrozumiałem, że w tej małej wiejskiej parafii w Medjugorje, Bóg w sposób szczególny działa przez nasze Matkę Maryję. Wtedy też po raz pierwszy odczułem, że jestem powołany przez Chrystusa do kapłaństwa. Zostałem więc w Medjugorje i przyłączyłem się do wspólnoty młodzieży z różnych krajów świata, której duchowość i reguła życia oparta jest na przesłaniach Naszej Pani z Medjugorje. Czy to nie jest znakiem szczególnego Bożego działania, że większość członków naszej wspólnoty wstąpiła do różnych zgromadzeń zakonnych, a wielu chłopców przygotowuje się do kapłaństwa w seminariach duchownych? Po dziewięciu miesiącach pobytu w tej wspólnocie postanowiłem wstąpić do zakonu Ojców Franciszkanów w prowincji Hercegowinie. Ukończyłem nowicjat w pobliskim Human a teologię studiowałem u Ojców Jezuitów w Zagrzebiu. Za łaskę nawrócenia oraz powołanie do kapłaństwa i życia zakonnego nie przestaję śpiewać hymnu wdzięczności Naszej Pani z Medjugorje, która wciąż mi błogosławi i prowadzi do Swojego Syna. Również moja rodzina otrzymała wiele łask wyproszonych przez Matkę Bożą. Moja najmłodsza siostra w ciągu kilku ostatnich lat chorowała na białaczkę. Dwa razy była już w stanie agonalnym. Mimo wielu lęków, jakie w tym trudnym momencie rodziły się w naszych sercach, pozostaliśmy wierni Bogu i poprzez modlitwę i post wypraszaliśmy potrzebne laski dla siostry i dla nas. I stał się cud, moja siostra wróciła do pełnego zdrowia i czuje się dobrze. Pracuje jako katechetka w katolickiej szkole. Moi rodzice stali się aktywnymi członkami grup modlitewnych z Medjugorje w Australii. Wszyscy członkowie mojej rodziny kilkakrotnie byli już w Medjugorje i ostatecznie z wielką radością zaakceptowali decyzję moich zakonnych przełożonych, abym pozostał w Chorwacji i tutaj poświęcił się duszpasterskiej pracy. Na zawsze pozostanę wdzięczny Naszej Pani z Medjugorje za wszystkie łaski, którymi obdarzyła z taką hojnością moją rodzinę i przyjaciół. Nigdy nie przestanę dziękować Jej za to, że wyprosiła mi u Swego Syna dar powołania do kapłaństwa. W czasie pobytu w Medjugorje spotykałem wielu biskupów i kapłanów ze wszystkich krajów świata. Jeden z nich, Kanadyjczyk powiedział mi, że uwierzył w objawienia w Medjugorje, kiedy, po pielgrzymce, jego parafianie zaczęli pościć dwa razy w tygodniu o chlebie i wodzie. Zobaczył, że modlitwa i post tej grupy ludzi całkowicie przemieniła całą parafię. To był fakt, którego nie mógł zignorować. Po jakimś czasie sam pojechał i od tej pory jest przekonany, że Matka Boża w Medjugorje dokonuje duchowej odnowy milionów ludzi, przez doprowadzenie ich do Chrystusa. W obecnym świecie szatan najaktywniej działa na polu niszczenia rodziny. W Australii, na przykład, istnieją zorganizowane bractwa, które oddają boską cześć szatanowi, aby przez demoralizację rozkładać małżeństwa i niszczyć rodziny. Również w Europie jest wiele organizacji, których zadaniem jest oszczercza i podstępna walka z wiarą katolicką przez propagowanie magii, ideologii New Age, pornografii, aborcji, antykoncepcji, małżeństw homoseksualnych, rozwodów, wolnych związków itd. W tej walce z mocami ciemności Jezus daje nam na pomoc swoją Matkę. Jeden z egzorcystów, który przyjechał do Medjugorje powiedział, że Matka Boża jest najsilniejszym egzorcystą świata. Upadek wiary doprowadził do tego, że bardzo dużo ludzi jest uzależnionych od szatana. Egzorcysta ten mówił, że są różne sposoby pomocy ludziom, którzy są niepokojeni przez demony. Radzi, aby z taką osobą, po spowiedzi i Komunii św. udać się przed obraz lub figurę Matki Bożej i razem z nią odmówić różaniec. Niezwykle skuteczna jest adoracja Najświętszego Sakramentu. Osobę niepokojoną przez demony trzeba zachęcić, aby pomimo niechęci i wewnętrznych oporów starała się patrzeć na Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Jezus jest wszechmocny, ale zacznie działać w naszym sercu tylko wtedy, gdy dobrowolnie przyjmiemy Jego miłość. Na koniec chciałbym przytoczyć słowa słynnej stygmatyczki i mistyczki francuskiej Marty Robin, która przez 50 lat nic nie mogła jeść i pić, tylko przyjmowała Chrystusa w Komunii św., co jest faktem naukowo stwierdzonym. Marta Robin mówiła do filozofa Jean Guittona: "Lucyfer zawsze ma w sobie wściekłość. Ale kiedy pojawia się Matka Boża, nie może nic zdziałać przeciwko Niej. Szatan prawie wszystko potrafi naśladować, ale Matki Bożej nie może naśladować. Nad Nią nie ma władzy. Kiedy Ona się pojawia, aż śmiech bierze na widok natychmiastowego upadku szatana!". Nie można się dziwić, że istnieją ludzie i pewne środowiska, którzy uprzedzając ostateczną decyzję Kościoła w tej sprawie, z wielką gorliwością występują przeciwko Medjugorje. Ostrzegając przed fałszywymi apostołami Pan Jezus powiedział: "Poznacie ich po ich owocach. Czy zbiera się winogrona z ciernia albo z ostu figi? Tak każde dobre drzewo wydaje dobre owoce, a złe drzewo wydaje złe owoce (...) A więc: poznacie ich po ich owocach" o.A

Nigdy nie wypuscic Jej reki

W Niedzielę Palmową 1989 po raz pierwszy wolą Opatrzności Bożej dotarłam do Medziugorja. Całe miesiące wzbraniałam się, by tam jechać. Byłam ateistką, kiedy przyjechałam do Medziugorja i z zasady uważałam objawienia Matki Bożej za niemożliwe. Jednak gdy po trzech tygodniach wyjeżdżałam z Medziugorja – a planowany był tylko tydzień pobytu – wierzyłam i miałam tylko jedno życzenie: uchwycić się jak małe dziecko Maryi i nigdy już nie wypuścić Jej z ręki, aby prowadziła mnie coraz bliżej i bliżej do Chrystusa. Chociaż mój dom rodzinny jest katolicki, już od dzieciństwa oddalałam się coraz bardziej od Boga i jego Kościoła. Gdy miałam 14 lat przestałam chodzić na lekcje religii i wzbraniałam się przed chodzeniem do kościoła w niedzielę. Oczywiście nie modliłam się więcej i nie chodziłam do spowiedzi. Zaczął się wówczas długi okres buntu, w którym szukałam mojej rzekomej wolności i samookreślenia. Nie uznawałam żadnego autorytetu i żadnej normy, przecież wydawało mi się, że mnie one ograniczają. Wolność rozumiałam jako wypróbowanie wszystkiego, co tylko możliwe i uważanie wszystkiego za dozwolone: seks, alkohol, ateistyczne i anarchistyczne książki, dyskoteki, koncerty rockowe, restauracje. W następnych latach życie moje było zdominowane przez protest przeciwko rodzicom i wciąż narastające konflikty z nimi. Boga uważałam za wymysł, a sytuacje człowieka w gruncie rzeczy za absurdalną. Ludzie w większości wydawali mi się naiwni i ulegający manipulacji, okrutni, powierzchowni i cyniczni, nie zważając przy tym, że ja sama stawałam się coraz bardziej taka. Na moje reakcje składały się: wstręt, krytyka, szyderstwo i samozniszczenie. Mimo prób rozrywki poprzez życie nocne, alkohol, narkotyki, kino, teatr, zmieniających się przyjaciół, moje wnętrze pozostawało puste i spragnione miłości. Wówczas nie wiedziałam jeszcze tego, co wiem dzisiaj: że miłości, której szukałam, nie można znaleźć na tym świecie, lecz tylko u Boga. Byłam wówczas „wolna” aż do zwątpienia, ale nie znajdowałam pokoju w sercu. Chciałabym opowiedzieć, jak doszło do tak zasadniczej zmiany. W 1985 roku mój ojciec usłyszał przypadkowo o Medziugorju i w tym samym roku udał się tam. Wrócił zachwycony. W ciągu następnego roku byli tam już wszyscy członkowie mojej rodziny, tylko ja nie, chociaż wszyscy naturalnie mi o tym opowiadali. Wówczas już nie mieszkałam ze swoimi rodzicami i niekiedy reagowałam rzeczywiście agresywnie, kiedy słyszałam coś o tych „objawieniach Maryi”. Najczęściej jednak wyśmiewałam się z tego. Z czasem zmieniło się zachowanie moich rodziców. Byli bardzo otwarci w stosunku do mnie i robili mi mniej wyrzutów, również wówczas kiedy byłam nieprzyjemna i w złym nastroju. Po raz pierwszy miałam uczucie, że akceptują mnie taką, jaka jestem. Mimo to daleka byłam od tego, by przyjąć orędzia z Medziugorja lub interesować się nimi. W każdym razie stałam się bardziej tolerancyjna. Myślałam „Może rzeczywiście jest to dobry ruch. Ale moje miejsce na pewno nie jest w nim – nie wśród katolików”. Żyłam tak jak dawniej, chociaż męczyło mnie to chyba bardziej niż dotąd. W roku 1987, na dwa dni przed Niedzielą Palmową moja mama z najmłodszym bratem i kuzynem jechali ponownie do Medziugorja, a ja jak zwykle – w ogóle nie chciałam z nimi jechać, chociaż właśnie miałam ferie. Czułam się tak, jakbym miała coś do stracenia w Medziugorju, coś czego nie chciałam oddać. Ale ledwie moja mama wyjechała, opanował mnie pewien niepokój i zaczęłam żałować, że nie pojechałam. Dzień później w sobotę wsiadłam do pociągu w kierunku na południe, a towarzyszyła mi modlitwa mojego brata i ojca. Po 30 godzinach jazdy przybyłam w niedzielę wieczorem do Medziugorja, kiedy właśnie kończyła się Msza wieczorna. Byłam poruszona tym, że jednak jestem w miejscu, dokąd nigdy nie chciałam jechać. Szukając miejsca, gdzie zatrzymała się moja matka, spotkałam ojca Petara, który zawiózł mnie tam samochodem. Na pytanie, co mnie tu sprowadza, odpowiedziałam „sama nie wiem, dlaczego tu jestem. Objawienia Matki Bożej mnie nie interesują, a w Boga również nie wierzę”. Ojciec Petar rozpromienił się i odpowiedział „Cieszę się, że pani tu jest. Resztę zrobi już Matka Boża”. Muszę przyznać, że byłam rzeczywiście zdumiona. Moja matka była zaskoczona, ponieważ w ogóle się mnie nie spodziewała. Pierwsze dni w Medziugorju były dla mnie straszne. Biegałam sama po górach i myślałam sobie „Nic dziwnego, że przy tym przepięknym krajobrazie, ludziom przychodzi na myśl, że stworzył go Bóg”. A ponieważ nie wiedziałam co mam robić, wieczorami szłam na mszę. Również to było dla mnie męką. Siedziałam – jak wielu innych, którzy w przepełnionym kościele nie znaleźli miejsca siedzącego – na podłodze, wśród samych wierzących. Czułam się jak zdrajca, jak trędowata – przecież uważałam Boga za ludzki wymysł! A jednocześnie żałowałam, że bez wiary w Boga nie można być tak pełnym miłości i pokoju. Byłam do głębi smutna, że wszystko to musi bazować na kłamstwie o istnieniu Boga. Uważałam, że sama muszę w heroicznym nihilizmie znieść rozpaczliwą prawdę, bez metafizycznej pociechy. Taka byłam pomylona i skomplikowana. W Wielki Czwartek po Mszy wieczornej w kościele poprosiła mnie moja matka, bym poszła do bocznej kaplicy na adorację Najświętszego Sakramentu. Ponieważ nie chciałam iść sama do domu, zgodziłam się. Za nic na świecie nie uklękłabym wówczas, a więc – wewnętrznie rozdarta – niedbale usiadłam na podłodze. I trudno mi dzisiaj przedstawić w słowach, co się wówczas ze mną stało. Nasza niemieckojęzyczna grupa śpiewała razem z jednym z ojców „Święty” Schuberta, a ja WIERZYŁAM! Nie mogę tego dzisiaj inaczej opisać. W jednej chwili uwierzyłam, że jest Bóg, że stał się on Człowiekiem, że stał się Chlebem i że jest tutaj w tej hostii obecny. Płakałam nieopanowanie. W następnych dniach również dużo płakałam, ale równocześnie doznałam litościwej miłości Boga. W Wielki Piątek wyspowiadałam się i po raz pierwszy w moim życiu mogłam naprawdę świętować Wielkanoc; ja również powstałam z martwych. Po Świętach Wielkanocnych pozostałam jeszcze 2 tygodnie w Medziugorju, sama, bez mojej rodziny. Teraz mogłam się otworzyć na objawienia i na wszystko, co Matka Boża chciała i do mnie powiedzieć. Czułam teraz, że jest moją matką i że bierze mnie za rękę i że zawsze jest przy mnie ze swym uśmiechem. Po tym przeżyciu przez całe miesiące byłam szczęśliwa, kiedy uczestniczyłam we mszy świętej, kiedy się modliłam, kiedy wypowiadałam imię Maryi bądź Jezusa, bądź tylko o tym myślałam. Moje życie zmieniło się całkowicie od tego czasu, czego wcześniej zupełnie nie mogłam sobie wyobrazić. Przestałam palić, pić, słuchać muzyki rockowej. Stałam się znowu radosna. Msza św. jest dla mnie punktem kulminacyjnym dnia i szczęśliwym czyni mnie to, że w Komunii świętej przychodzi do mojego serca Król królów, aby mi ofiarować swoją miłość i poprzez mnie wszystkim, których spotykam. Wierzę głęboko w to, że Bóg będzie mnie w przyszłości prowadzić przez Maryję – ciekawa jestem dokąd. Patniczka