sobota, 18 września 2010

Świadectwo młodego człowieka

Świadectwo narkomana

Gdy byłem jeszcze bardzo młodym chłopcem, nie znającym życia i nie mającym żadnego doświadczenia, nie zdawałem sobie sprawy z zagrożenia, jakie niesie ze sobą dokonywanie złych wyborów we wczesnej młodości i z tego, że ich konsekwencje mogą często mieć wpływ na całe późniejsze życie.

W domu rodzinnym, gdzie się wychowałem, nie przywiązywano szczególnej uwagi do uczenia moralności, zasad dobrego wychowania ani też do kształtowania we mnie i w moim rodzeństwie wartościowego charakteru czy osobowości, które prowadzą do realizacji konkretnych celów czy też ambicji

Przez okres mojego wczesnego dzieciństwa, to jest do 13-tego roku życia, zamieszkiwałem u dziadków, którzy okazywali mi wiele miłości, ale jednocześnie brakowało mi tak potrzebnego dla dorastającego chłopca autorytetu i dyscypliny.

Dopiero po ukończeniu 13 lat zamieszkałem z matką, ojczymem i pięciorgiem młodszego rodzeństwa, którzy dotychczas utrzymywali ze mną jedynie zdawkowe kontakty i nie było między nami prawie żadnej więzi emocjonalnej. Tak więc przejście z pełnego troskliwości i miłości domu babci i dzidka do domu rodziców było dla mnie bardzo trudnym momentem przełomowym, tym bardziej, że ojczym, od pierwszych dni mojego zamieszkania z nim, zaczął zbyt często „wychowywać” mnie pasem, co z biegiem czasu nasiliło się tak, że stałem się upartym, zamkniętym w sobie chłopcem, który chodzi własnymi drogami.

Gdy miałem 16 lat, po raz pierwszy zetknąłem się z propozycją zażycia narkotyków. Było to na moim osiedlu, a narkotyki rozprowadzał chłopak z sąsiedztwa. Zgodziliśmy się wraz z moim kolegą na zażycie tzw. „kompotu”, tym bardziej, że w naszym środowisku osiągało się w ten sposób pewien prestiż, gdy ktoś miał już kontakt z narkotykami. Tak więc zrobiliśmy „to” na boisku szkolnym, trochę z ciekawości, a trochę dla dodania sobie odwagi. Opinia, że po jednorazowym zażyciu narkotyków człowiek często staje się narkomanem, okazała się w moim przypadku prawdą, gdyż po pierwszej próbie pojawiły się następne. Podobały mi się pierwsze odczucia związane z „braniem” – luz i swego rodzaju komfort psychiczny, który powoduje dobre samopoczucie, bez względu na problemy i miejsce, w którym jesteśmy.

Oczywiście dosyć szybko doświadczyłem też tego, że to wrażenie komfortu psychicznego mija w miarę, jak człowiek jest coraz bardziej uzależniony. Olbrzymia część przyjemności wtedy pryska, a pozostaje tylko wysiłek wkładany w zdobycie kolejnej „działki”, i to tylko w tym celu, żeby nie cierpieć bólu związanego z abstynencją. Jest to więc po pewnym czasie „zaklęty krąg”, z którego trudno wyjść o własnych siłach!

Po dwóch latach brania narkotyków rodzice zorientowali się, że jestem narkomanem i ojczym bez żadnych skrupułów wyrzucił mnie z domu.

Znalazłem się więc na ulicy i w ten sposób rozpoczął się nowy, dosyć ciemny okres w moim życiu. Nie bardzo wiedziałem, co ze sobą zrobić, nie miałem pieniędzy, a ponadto potrzebowałem stałej dawki narkotyku, aby móc normalnie funkcjonować. Od tej pory zacząłem zamieszkiwać u przypadkowych znajomych, w tym również w melinach, gdzie odbywała się produkcja heroiny.

Na pewno nie był to sposób na życie, którego szukałem i który odpowiadałby mi, ale byłem „w ciągu” i nie mogłem sobie pozwolić na jakąkolwiek zmianę w swoim życiu, wyjazd czy inną „odskocznię”, bo byłem pod władzą zniewalającego nałogu, który mnie bardzo ograniczał.

Moją depresję pogłębiał ponadto fakt, że któregoś dnia do mieszkania, gdzie przebywałem, dokonano włamania, okradziono mnie i dotkliwie pobito. Zrobiła to dwukrotnie banda opryszków, którzy myśleli, że w ten sposób zlikwidują problem narkomanii w swoim sąsiedztwie.

Byłem tym tak przerażony i przygnębiony, i do tego stopnia straciłem poczucie bezpieczeństwa, że znalazłem się o krok od popełnienia samobójstwa, ale powstrzymała mnie jedynie świadomość istnienia piekła. Będąc w głębokiej depresji, załamany i zalękniony, a w dodatku cały obolały, postanowiłem opuścić moje miasto i wyjechać, pomimo nałogu, aby zamieszkać na wsi u dziadków, gdzie spędziłem pierwsze lata mojego dzieciństwa.

Z trudem dotarłem tam i podjąłem próbę samodzielnego odtrucia i wyjścia z nałogu bez żadnych środków farmakologicznych ani pomocy medycznej.

Dopiero po około trzech miesiącach zacząłem czuć się dobrze i powracać do fizycznego zdrowia. Sądziłem, że po ustaniu bólów i objawów abstynencyjnych dojdę do dobrej formy i uda mi się rozpocząć normalne życie na trzeźwo. Szybko jednak okazało się, że było to dość złudne myślenie.

Działanie narkotyków powoduje bowiem nie tylko zaburzenie równowagi fizycznej, ale i psychicznej. Trudno mi więc było odnaleźć się w tzw. normalnym życiu: czyli wykonywaniu pracy zarobkowej i nauczania się korzystać odpowiednio z czasu wolnego czy rozrywki tak, by czerpać z tego satysfakcję i radość. W miarę upływu stawałem się więc człowiekiem niespełnionym, z poczuciem wewnętrznej pustki.

Po jakimś czasie zacząłem używać alkoholu, gdyż nie potrafiłem poradzić sobie ze swymi wewnętrznymi emocjonalnymi problemami. W ten sposób wpadłem w nowy rodzaj ucieczki od samego siebie, ale również to prowadziło mnie dalej w stany duchowego przygnębienia, apatii i beznadziei. Po upływie kolejnych pięciu lat ponownie sięgnąłem po narkotyki i znowu zacząłem je brać systematycznie. Tym razem byłem już bardziej zdeterminowany, żeby zażywać narkotyki, aż do końca mojego życia.

Jednak już po kilku miesiącach od podjęcia przeze mnie tej decyzji okazało się, że Bóg ma dla mnie całkiem inny plan niż ten, który ja sobie wymyśliłem

Pan Jezus wejrzał na mnie i okazał mi łaskę, dając mi szansę rozpoczęcia nowego życia, tym razem z Nim! Bóg znalazł mnie dokładnie w miejscu, gdzie przebywałem najczęściej, to jest tam, gdzie można było kupić i sprzedać narkotyki. Od pewnego czasu pojawiała się tam grupka chrześcijan – entuzjastycznych ludzi, którzy opowiadali o Jezusie i o tym, że On może uczynić cud, uwolnić mnie i zmienić całkowicie życie każdego człowieka. Usłyszałem też, że Jezus jest mocniejszy od wszelkich nałogów i zniewoleń tego świata. Jedynym warunkiem, aby tego doświadczyć jest uwierzenie w Niego i zaufanie Mu. Na początku nie bardzo rozumiałem, w jaki sposób Jezus może mi osobiście pomóc, ale gdy przebywałem z tymi ludźmi, widziałem, że jest w nich pokój i coś, co mnie w nich pociągało. Co pewien czas spotykałem ich, gdyż tzw. „rynek narkotykowy”, gdzie przebywałem, stał się ich polem misyjnym, gdzie systematycznie głosili Ewangelię. Pewnego dnia przyjąłem ich zaproszenie na nabożeństwo w kościele. Na kazalnicy stał człowiek, który mówił o podobnych problemach, jakie ja w tamtym czasie przeżywałem i o tym, że Bóg wyrwał go z niewoli alkoholizmu, dał mu wolność, nadzieję i nowe życie.

Gdy słuchałem tego świadectwa, czułem, że w moim sercu zaczyna pojawiać się wiara w Boga, który być może jest w stanie mi jakoś pomóc. Dzisiaj wiem, że to Duch Święty ożywił we mnie to słowo, które było głoszone. Następną niespodzianką dla mnie było to, że w pewnym momencie podeszła do mnie jakaś kobieta i powiedziała mi, że Bóg zna i widzi moje problemy, i czeka, abym Mu tylko zaufał. Potem padło pytanie, czy ktoś chce zaprosić Jezusa do swojego serca. Od razu się zgłosiłem i przyjąłem Jezusa.

W tym dniu postanowiłem nie poddawać się już nałogowi i nie rezygnować z siebie. Bóg zaszczepił we mnie nadzieję i wiarę w to, że razem z Nim jestem w stanie dokonać zmian w swoim życiu. Jedna z kobiet, która zwiastowała mi Ewangelię, poinformowała mnie o istnieniu chrześcijańskiego ośrodka dla osób uzależnionych, gdzie mogli otrzymać fachową pomoc i nauczyć się, jak praktycznie żyć z Jezusem. Kolejne wydarzenia potoczyły się już bardzo szybko. Zdecydowałem się na wyjazd do Chrześcijańskiego Ośrodka Kryzysowego w Cieszynie. Po krótkim pobycie w ośrodku przeżyłem nawrócenie.

Poznałem i doświadczyłem osobiście Boga, który nie tylko uzdrawia naszą duszę i ciało, ale też pomaga w rozwiązaniu wszelkich problemów związanych ze starym życiem. Bóg coraz bardziej zaskakiwał mnie swoją miłością i wielkością.

Po ukończeniu terapii w ośrodku, zamieszkałem w hotelu, gdzie rozpocząłem samodzielne życie. Początkowo miałem pewne obawy, czy dam sobie radę, choćby pod względem finansowym, gdyż zamieszkiwałem na północy Polski, w regionie, gdzie jest największy procent bezrobocia. Szybko jednak doświadczyłem, że Jezus jest ponad każda trudną sytuacją. Znalazłem dobrze płatną pracę, która pozwoliła mi na spłatę wszelkich długów zaciągniętych w przeszłości.

Dzięki Bogu udało mi się też naprawić moje zepsute dotychczas stosunki z rodzicami i dalszą rodziną.

Po trzech latach od momentu nawrócenia ożeniłem się, mam wspaniała żonę i jestem szczęśliwy oraz wdzięczny Bogu, że okazał mi swoją łaskę, posłał swoje sługi, aby zwiastowali mi Ewangelię.

Bóg nie tylko spełnił moje pragnienia dając mi spełnione, wartościowe życie z Nim, ale też dał mi wiele, wiele więcej ponad to, co byłem w stanie sobie wyobrazić. Dzięki i chwała Mu za to!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz